Ja straciłam koniec palca wskazującego ok 4 roku życia, ojciec z bratem mielili mięso na zrazy i odcięli mi końcówkę.
To nie żart, potem pamiętam, że szukali tej końcówki w misce z mięsem, znaleźli, doszyli, stał się zdeformowany.
A moja matka potem dorobiła do tego historię - "...no zawsze Cie rozpoznam po tym palcu"...
Do dziś dzień, a mam 33 lata, nie zdawałam sobie sprawy, że kwestia tego braku ...silnie wpłynęła na moje życie. Być może to wpłynęło na mój wybór ex-męża, uważałam gdzieś w głębi, że nie zasługuję na kogoś "lepszego", no oczywiście wpłynęło także na wybór zawodu (nie mogłam studiować medycyny).
Kiedyś w szkole średniej pamiętam ....nauczyciel historii podszedł do mnie i mówi "Co tam trzymasz, otwórz dłoń..." (myślał, że ściąga), a to była mocno ściśnięta dłoń, jak zawsze by nie było widać. Otworzyłam, spojrzał i chyba poczuł ogromne zakłopotanie, nic nie powiedział..."
Ja ja maluję paznokcie a właściwie kosmetyczka mi maluje...czemu mam tego nie robić.
Ale chyba przez to wole relacje wirtualne niż realne, to męczy w dobie kultu ciała i doskonałości, lubię siebie, lubię swoją osobowość, poczucie humoru, ale to bycie niedoskonałą, też lubię, ale ze wszystkiego trzeba się tłumaczyć, z tego co nie jest własną wina też.
Ostatnio słyszałam historię o chłopaku z nogą, z lekkim paraliżem, przyszła teściowa zrobiła wszystko by zatruć mu życie, tylko przez to, ze on ma ten defekt i że obawia się, że jej potencjalne wnuki będą "obciążone"...więc trudno tak do końca akceptować te defekty bo one jednak utrudniają i często są źródłem leków a to rodzi agresję
Jako ludzie pragniemy by nas akceptowano w całości, ale czy możliwe jest by ktoś uwielbiał te braki albo kochał deformacje...?