Tak właśnie myślałam, że to jedna wielka "lipa".
Ogólnie to po prostu tylko usiąść i płakać.
Moja mama straciła nogę w wieku 5 lat i był to wypadek, który przydarzył się jej na wakacjach na wsi (spowodowany przez pijanego kierowcę kosiarki). Było to w latach 50-tych kiedy to nikt nie domagał się odszkodowania, a dzieci nie były brane pod skrzydła fundacji. Miała jednak wiele pomocy i wsparcia i opanowała doskonale chód o protezie (co stwierdza moja praca licencjacka o analizie jej chodu). Pracowała odkąd ukończyła szkołę zakładając po drodze rodzinę. Niestety utrata nogi w późniejszym wieku robi spustoszenie w organizmie - najbardziej odczuwalny kręgosłup (i kiedy starała się o rentę - usłyszała, że może śpiewać w chórze). Nie wspomnę już, że od kilku lat protezownia nie potrafi dopasować jej protezy. Proszę sobie wyobrazić, że na ostatniej przymiarce <proteza poprawiana 4 razy> musiałam zwrócić protetykowi uwagę, że biodra są nierówno i żeby dopasował wysokość - jego odpowiedź "to się dopasowuje do indywidualnych odczuć pacjenta" - śmiech na sali - sama przy jego obecności wskazałam różnice w kolcach i talerzach biodrowych - i co się okazało kobieta miała o ponad 1 cm obniżoną protezę - nie muszę mówić, że dla kręgosłupa liczy się każdy milimetr.
Dlatego moja praca będzie trochę wyśmianiem całego tego systemu i zapewne nie pomoże nikomu, ale na pewno pomoże mi uwolnić gniew i negatywne emocje, bo w niektórych momentach to po prostu szklak człowieka trafia.