Minęło już kilka miesięcy od wypadku i mieliśmy trochę czasu na ułożenie sobie pewnych spraw. Mieszkamy w mieście, ale z gospodarstwa niemamy zamiaru zrezygnować. Skupiamy się na polu bo z bydłem było by ciężko. Mój chłopak jest bardzo ambitny, dumny i do tego nerwus. Nie lubi prosić nikogo o pomoc. Na pewno dałby sobie ze wszystkim radę i przerabiał wszystko w około i dostosowywał, ale przy tym co by się nawnerwiał, szkoda jego zdrowia.
Wypadek przewrócił nasze życie do góry nogami, ale z perspektywy czasu wyszło nam to na zdrowie. Podjęliśmy pewne decyzje na które wcześniej nie było czasu, zajęliśmy sie sprawami ważnymi, a które do tej pory odkładaliśmy na bok. Jakoś sobie radzimy. Walczymy z biurokracją, służbą zdrowia i tabunem innych spraw. Mamy kilka pomysłów na przyszłość i pomału będziemy je wdrażać w życie.
wiesz z bydłem ciężko , ale co miesiąc za mleko wypłata by była , tylko nie mam pojecia jak jedną ręką dojarkę podlączyć....abo nawet widlami słomy podrzucic ...jakoś sobie mogę wyobrazić pracę ciągnikiem czy maszynami na polu ale w oborze??? trudno by bylo, ale jakoś chyba można by to zorganizować...myśleliście o pracowniku do pomocy?