Do niedawna też nie wyobrażałam sobie życia bez protezy,ba jak była uszkodzona nie wychodziłam z domu.Z kul korzystałam tylko we własnych 4 ścianach.Ale zmieniła to końcówka ciąży.po prostu kikut nie mieścił się w leju protezy.Pozostały więc kule i to pachówki bo miałam za słabe ramiona do łokciówek.Wprawdzie już po kwartale od porodu kikut odzyskał dawną sprawność ale ja przestałam się wstydzić kul i tego ,że jestem amputantką.Svietic masz rację - o kulach mogę wyjść w każdej kreacji.Nie muszę jej dopasowywać do buta na odpowiednim obcasie itd...mój małżonek to akceptuje,a to,że inni są zaskoczeni mało mnie interesuje.Niektóre otyłe młode mamy powinny bardziej szokować niż mama bez nogi.Owszem z protezy nadal korzystam ale nie jestem jej niewolnicą.Nie przeszkadza mi też to,że nie jest kosmetycznie doskonała.Więcej - ponieważ firma w której pracuję obiecuje mi refundację nowej za rok ,postawię na funkcjonalność i zero kosmetyki.Dzięki temu będę wreszcie mogła biegać.A do eleganckich kreacji pozostają stylowe drewniane pachówki sprzed wojny w wiśniowym drewnie.Oczywiście zostały poddane renowacji.I jeszcze jedno na protezie(tylko lekko utykam)nikt nie ustąpi mi miejsca ,nie pomoże.Gdy jestem o kulach zwsze mogę liczyć na pomoc jakiegoś dżentelmena,a czasami nawet dwóch.Nie powiem,całkiem sympatyczne.Dawniej gdy tankowałam paliwo na stacji bywało,że usłyszałam to i owo o blondynkach.Gdy tylko stanę przy dystrybutorze o kulach wiem ,że w zasadzie mogę już isć do kasy.